Biuro tłumaczeń wędrujące – dobrze to czy źle?

Data publikacji: 13/04/2023

Gdy wstukacie w wyszukiwarkę frazę “biuro tłumaczeń Poznań” zapewne traficie na moją stronę. Znajdziecie wtedy moją ofertę, dowiecie się, że są w niej tłumaczenia prawnicze, umów, stron internetowych, techniczne, budowlane, naukowe i tak dalej, i tak dalej. Znajdziecie też oczywiście adres mojej firmy. Miasto, ulica, numer domu – wszystko precyzyjne, ze wskazaniem na mapie Google. Ale czy to informacja prawdziwa? Nie do końca! Moje biuro tłumaczeń wędruje, moje biuro tłumaczeń jest wszędzie tam, gdzie ja.

Nasz zawodowy nomadyzm

Każdy, kto zna branżę tłumaczeń chociażby pobieżnie, doskonale wie, jak wygląda nasza praca: znany jeszcze naszym rodzicom schemat dnia od-do, ośmiogodzinny cykl po którym następuje zasłużona laba – wszystko to odeszło w przeszłość. Można nad tym ubolewać, można za bezpowrotnie utraconym regularnym cyklem melancholijnie tęsknić, tylko po co?

Znacznie prościej stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością i wykorzystać atuty sytuacji – w obliczu ostatnich wydarzeń, działanie zdalne stało się normą dla tych, którzy jeszcze wcześniej takiego funkcjonowania zawodowego w ogóle nie ogarniali. Pandemia zmieniła wszystko, teraz nawet dzieci wiedzą, że nic nie jest przypisane tylko do jednego miejsca.

Jeżeli więc moje biuro tłumaczeń ma podany adres, kierujący Klientów na ulicę Krańcową w Poznaniu, to jest to o tyle prawdziwa informacja, że znajduje się tam siedziba firmy. Każdy potrzebujący jednak tłumaczenia na angielski czy inny język, który znajduje się w naszej ofercie, doskonale wie, że nie musi stawiać się na miejscu, by wyjść jego potrzeby zostały w pełni zaspokojone. Nas, świadczących usługi tłumaczeń, nie ogranicza ani czas ani przestrzeń. Możemy pracować wszędzie, gdzie nas los rzuci – byle nie urwał się zasięg sieci, biuro tłumaczeń może z powodzeniem działać i w samym sercu nieprzebytej dżungli.

Gdzie ja, tam moja praca – wolność czy wręcz przeciwnie?

Uwolnienie się od konieczności pracy w jednym tylko określonym miejscu, daje nam niewątpliwie sporo komfortu. Dostępność narzędzi pracy w naszej branży nie ogranicza się do jednego określonego pomieszczenia czy budynku, a nawet miasta czy państwa. Jeżeli mam gwałtowną potrzebę odskoczenia od rzeczywistości życia w dużym mieście, mogę bez dłuższych ceregieli spakować walizkę i ruszyć w nieznane – klienci mego biura tłumaczeń wcale na tym nie ucierpią.

I tylko jedna kwestia pozostaje kłopotliwa: klienci nie ucierpią, jestem zawsze w ich zasięgu. Ale co ze mną? Co z moim prawem do pełnego wypoczynku, oderwania się od obowiązków? Tak, jasne, nikt mi nie zabroni zamknąć wirtualnego biura tłumaczeń na trzy spusty. Mogę umieścić na stronie komunikat o tym, że “od-do jestem niedostępny”. Nie odbierać wiadomości od klientów, w ogóle nie otwierać służbowej poczty, odciąć się. Oczywiście, mogę. Tylko, czy gdy zakończę urlop jeszcze będę miał klientów? Mogą nie zechcieć czekać na potrzebne tłumaczenia artykułów naukowych, stron internetowych czy specjalistyczne innego formatu. Przecież skoro je zamawiają, są im potrzebne. Nie będę dyspozycyjny ja – będzie konkurencja. Tym sposobem wolność pracy zdalnej staje się nieco dyskusyjna – czy nie łatwiej byłoby jednak codziennie wychodzić z mojego stacjonarnego biura tłumaczeń o godzinie 18-tej i zostawić pracę za sobą?

Można dywagować nad tym jeszcze długo. Ja dziś już sobie daruję, bo przyszło pilne zlecenie. Dziś wieczór wypełnią mi tłumaczenia telekomunikacyjne. I cóż, że już dawno po 18-tej, a ja siedzę na działce i planowałem właśnie otworzyć coś wyskokowego? Klient potrzebuje ich na wczoraj, moje biuro tłumaczeń działa więc całodobowo.

Inne artykuły